17 sierpnia: Góra Wołowa koło Kowar.
18 sierpnia: Czarna Góra




W sobotę zdecydowaliśmy się na okolice Kowar. Mieliśmy szczęście, bo po karkołomnym wjeździe na Wołową Górę (załadowany na maksa jeep - 6 ludzi + 6 glajtów) okazało się, że DA się LATAĆ!!! Jeden po drugim startowaliśmy w kierunku Kowar. Po godzinnym locie siadaliśmy na łąkach koło miasta. Udało mi się dolecieć do zaparkowanych przy bocznej drodze samochodów i "pozbierałem" innych pilotów z okolicznych łąk.
Potem "zaliczyliśmy" jeszcze po małym zlociku w Jeżowie Sudeckim, gdzie dzielnie szkoliła się grupa młodych adeptów naszego pięknego sportu.
W niedzielę - Czarna Góra. Godzinny lot, nieco turbulentnie (choć nie za bardzo). W powietrzu było około 15 paralotni, przepiękny widok. Kacałka narzekał na własnej produkcji belkę speeda: drewniany ersatz z suchego kija pękł przy pierwszym naciśnięciu, co przy dość silnym wietrze pozwoliło mu na oblanie się potem z wrażenia.
Latający tego dnia testowali podejście do lądowania na klapach - noszenia były od samej ziemi, więc podejście mniej zdecydowane mogło grozić "zaliczeniem" okolicznych wyciągów narciarskich. Wszyscy piloci latający tego dnia uznali dzień za nadzwychaj udany. Jednym słowem - sam miód!


KOWARY, WOŁOWA I JEŻÓW


CZARNA GÓRA





POWRÓT DO